satrapa satrapa
2376
BLOG

Co jest spoiwem światowego frontu antypisowskiego?

satrapa satrapa Polityka Obserwuj notkę 65

Ninijesza notka ma charakter niczym nieskrępowanej dywagacji. Jest gdybaniem i zastanawianiem się bez dowodów, co najwyżej ze słabymi przesłankami. Autor zamiast potoku hejtu oczekuje w komentarzach dyskusji, opinii, wymiany poglądów - ewentualnie wskazania luk w rozumowaniu, lub poprzez braki w wiedzy.

Od dłuższego czasu zastanawia mnie: co jest spoiwem światowegol frontu antypisowskiego? Bo że z takim frontem mamy do czynienia jest oczywiste. Rządy PIS "przerażąją" zbyt wielu ludzi, poczytnych gazet, polityków w Europie ale też za Oceanem. Sprawa jest kuriozalna z punktu widzenia "zwykłego zjadacza chleba". Polska - w przeciwieństwie dajmy na to do takiej Turcji - nie jest krajem o istotnym potencjale militarnym, geostrategocznym (choć  tu nieco bardziej), sile politycznej. Polska nie jest też potęgą gospodarczą. Nie należy do krajów kluczowych. Jesteśmy "średniakiem" - pod każdym względem.

Co więc sprawia, że świat trzesie się o "zagrożoną demokrację", niepokoi go "dyktatura", "autorytaryzm", "pełzający zamach stanu" i inne brednie? Z całą pewnością nie jest to stan zdrowia psychicznego Borysa Budki czy prezesa Rzeplińskiego. NIe jest to również kwestia zaprzysiężenia "właściwego" sędziego. To wszystko bzdury. Świata nie przeraża z pewnością również "przejęcie" mediów publicznych, czy wycofanie prenumeraty GazWybu.

Więc o co kaman? Jakiś element międzynarodowej rozgrywki (bądź kolaż elementów) przesądza o tym, że obecna władza "jest zła" i należy jej wypowiedzieć hybrydową wojnę informacyjną/wizerunkową, która przełoży się na destabilizację pozycji politycznej obozu władzy i/lub destabilizację sytuacji gospodarczej. Wszystko to ma doprowadzić do przesilenia.

Prób odpowiedzi na takie pytanie było już sporo. Obiegowo dosyć rozpowszechniona jest odpowiedź o charakterze wasalno - gospodarczym, podkreślająca kwestie uszczelnienia systemu gospodarczego, obrony własnych interesów, optymalizacji kwestii przetargowych, podatku bankowego itp.

Drugi aspekt tej teorii mówi o zerwaniu się ze smyczy politycznej i przystąpieniu do awangardy unijnej (Węgry), co przekłada się na blokowanie istotnych kwestii obecnie będących na agendzie - jak sprawa uchodźców, dalsza integracja itp.

Jest wreszcie teoria zgodnie z którą "Unia" chce udowodnić swoją siłę i dlatego musi "przeczołgać" jakegoś stosunkowo słabszego partnera - Polska nadaje się do tej roli.

Wszysto świetnie - każda z tych teorii nadaje się do obrony, a być może wszystkie na raz są prawdziwe.
Wszystkie one jednak mnie osobiście wydają się za miękkie w stosunku do skali symboliczno - informacyjnej przemocy wobec Polski, z którą mamy do czynienia.

Podatek bankowy "wyceniany" na 4 mld zł rocznie to nie dramat dla sektora bankowego, który zarabia u nas na poziomie 15 mld zł . Oznacza po prostu nieco niższą marżę, ale ogólnie i tak jest świetnie. Brzydkie posunięcie w postaci przewalutowania kredytów frankowych nie przeszło. Podatek handlowy, który mógłby przytemperować rozbuchaną ekspansję Lidla do każdej wsi w Polsce też na razie nie przeszedł. Niemcy ciągle trzepią u nas fortunę, zatrudniając tanią i karną a przy tym nieźle wykształconą siłę roboczą. Wyniki makroekonomiczne są świetne na tle zachodniej Europy. Krótko mówiąc nawet mimo "faszystów" u steru, biznes nad Wisłą ciągle się opłaca. A nie stało się nic na tyle dramatycznego, by robić z Polski czarnego Piotrusia.

Równiez sprawy polityczne wewnątrz EU nie wydają mi się kluczowe. Owszem, Polski sprzeciw wobec uchodźców umocnił grupę Wyszechradzką, nadał jej w ogóle dynamikę, ale sprawa uchodźców generalnie się rozjeżdża na wielu frontach. Nawet mimo braku głośnego "nie" na Zachodzie, brak realnych działań jest dowodem.

Tak więc sądzę, że przyczyna przemocy symboliczno/informacyjnej wobec Polski musi być mocniejsza, bardziej zasadnicza. Coś o znaczeniu fundamentalnym.

Przemoc ta płynie obecnie właściwie z dwóch podstawowych źródeł. 1) Bardzo mocny atak medialny z Niemiec. Właściwie nie ma dnia, by niemieckie media ( w NIemczech i w Polsce) nie rozpisywały się wręcz w tonie furiacko - psychotycznym o rządzie w Warszawie, o jego "winie", błędach i wypaczeniach, o dyktaturze itp. 2) do tego dosyć wyraźnie doszlusowuje cześć mediów w USA, które również coraz mocniej akcentują przekaz.

Niemcy i USA.

USA, które jest powiązane z nami mocno militarnie, które słowami Obamy bardzo komplementowało niedawno Polskę na szczycie w Warszawie, które wreszcie jest architektem wzmocnienia flanki NATO. A z drugiej strony płynie absurdalny, propagandowy atak. Tak jakby stosowana była taktyka kija i marchewki.

Co na płaszczyźnie geopolitycznej łączy NIemcy i USA? Podczas ostatniego szczytu NATO Niemcy potwierdziły swoją przynależność do sojuszu i skłonność do militarnego zaangażowania na Wschodzie. Wykonały więc krok antyrosyjski, mimo znanych afiliacji rosyjskich wśród tamtejszej opinii publicznej i części polityków, którzy mocno krytykowali obsadzenie batalionami pribałtyki i Polski. A jednak - w grze o solidarność Europy z USA w zbliżajcej się światowej rozgrywce kluczowa była właśnie postawa Niemiec, do niedawna przecież snujących nawet wizję sojuszu od Lizbony po Władywostok. NIemcy opowiedziały się za Stanami, przeciw Rosji.

Czy Polska jako sojusznik USA może w jakikolwiek sposób być zagrożeniem dla spoistości takiego układu? Na pierwszy rzut oka wydaje się to nierealne, bo niby w jaki sposób?

A jednak: jeśli próbować iść tym tropem jeden wątek wydaje się istotny, pod warunkiem, że przyjmiemy nieco mniej typowe założenia.

Tym wątkiem moim zdaniem jest kwestia katastrofy smoleńskiej, w szczególności determinacji obecnej władzy w dojściu do prawdy. Czy Zachód obawia się polskiej podejrzliwości? Czy z jakichś powodów układ międzynarodowy może być zainteresowany zatuszowaniem prawdy o Smoleńsku (o ile oczywiście doszło tam do zamachu)? Bo to, że wywiady różnych krajów znają tę prawdę, nie ulega wątpliwości.

Na takie pytanie oczwyście odpowiedzi nie mam. Natomiast nasuwa mi się kilka skojarzeń: pierwsze z nich to tajemnicza śmierć Sikorskiego w czasie II Wojny Światowej, który - wg niektórych teorii - miał być przeszkodą w relacjach sojuszniczych aliantów z ZSRR. Druga -  to powracający w prasie niemieckiej wątek budowy państwa na "smoleńskich obsesjach Kaczyńskiego".

Jak zaznaczyłem wcześniej - cały ten tekst jest tylko gdybaniem, pewną grą, niepopartą niczym. Ale - czy to możliwe, że w ewentualny zamach w Smoleńsku były zaangażowane (oprócz Rosji jako "gospodarza" zamachu) także czynniki z innych państw? Oczywiście, że taki scenariusz byłby możliwy. Czy na śmierci Lecha Kaczyńskiego (pierwotnie obaj bracia mieli lecieć tym samolotem, oznaczałoby to więc de facto rozbicie znaczącej siły politycznej w Polsce) mogło zależeć Niemcom? Może chodziło o jakieś energetyczne układy między partnerami z RFN i FR?

Czy Smoleńsk może być międzynarodowym spoiwem ataku na obecny rząd? Myślę, że można udzielić odpowiedzi twierdzącej. Nawet zakładając, że ewentualny zamach był przeprowadzony tylko przez służby specjalne Rosji, czy wyjście na jaw takich okoliczności nie byłoby kłopotliwą kwestią zmuszającą do reakcji cały sojusz? Jak zachowałyby się USA, gdyby Polska zerwała stosunki dyplomatyczne z FR? Co jeśli wyszłoby, że za ewentualnym zamachem stoją czynniki powiązane z obecnie piastującymi wysokie funkcje unijne....?

Na wszystkie te pytania odpowiedzi brak. Myślę jednak, że samo sformułowanie ich pozwala odpowiedzieć twierdząco:: tak - kwestia smoleńska może być ewentualnym a być może głównym spoiwem ataku medialno - wizerunkowego na obecnie pełniących władzę w Polsce. Obawa, że niewygodna prawda mogłaby wyjść na jaw i skomplikować sytuację międzynardową, wydaje się tu bardzo mocną przesłanką.

satrapa
O mnie satrapa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka